Zapewne już nieraz wspominałam, że gdy sama nie mogę wymyślić tematu na kolejną notkę, los podsuwa mi jakiś pod nos. Dzisiejsza notka nie będzie ani wesoła, ani pozytywna. Będzie mroczna, smutna, depresyjna wręcz i będzie tu po to, aby przypomnieć o tym jak życie jest ulotne. Nawiązywać będzie do motywu Carpe Diem.
Historia mojego iPoda jest krótka, ale burzliwa. Pomimo naszej niezbyt długiej znajomości, zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, spędzić razem wiele wspaniałych momentów, do tego stopnia, że wręcz staliśmy się nierozłączni. Aż do tragicznego wydarzenia do którego doszło w nocy z 19 na 20 maja w jednym, bliżej nieokreślonym, duńskim klubie. Cała opowieść zaczyna się dość niewinnie, nawet sielankowo, powiedziałabym. W piątek dostałam zaproszenie na imprezę, która odbyła się w niedzielę, dnia 19 maja. Zaproszenie to było od chłopaka, którego w ogóle nie znałam, więc i nawet nie chciałam tam iść. Jednakże podły los szepnął mi do ucha, że mogę się świetnie bawić i poznać nowych, duńskich znajomych. Więc poszłam, ja i mój iPod. Tutaj odwołuję się do wcześniejszej notki o Upojeniach Alkoholowych, które w ogóle nie dały mi do myślenia. Obudziłam się rano, w mieszkaniu obcej dziewczyny, bez kurtki i iPoda.
Tak bardzo mi smutno. Wiem, że gdzieś tam jesteś i może to czytasz. Wiedz, że byłeś wspaniałym kompanem. Teraz moje życie jest puste i nie wiem, czy ktokolwiek zdoła kiedyś wypełnić to miejsce. Chcę, żebyś wiedział, Drogi iPodzie, że nic bez Ciebie nie jest już takie samo. Moje podróże na siłownie są coraz cięższe, most przez który przechodzę jest dłuższy, niebo jest szare i życie jest do dupy. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy jest Ci dobrze w nowym miejscu i czy ktoś, kto ma teraz tę niewątpliwą przyjemność koegzystować z Tobą, traktuje Cię dobrze.
Poniżej przedstawiam pamiątkowe zdjęcia z iPodem:
Historia mojego iPoda jest krótka, ale burzliwa. Pomimo naszej niezbyt długiej znajomości, zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, spędzić razem wiele wspaniałych momentów, do tego stopnia, że wręcz staliśmy się nierozłączni. Aż do tragicznego wydarzenia do którego doszło w nocy z 19 na 20 maja w jednym, bliżej nieokreślonym, duńskim klubie. Cała opowieść zaczyna się dość niewinnie, nawet sielankowo, powiedziałabym. W piątek dostałam zaproszenie na imprezę, która odbyła się w niedzielę, dnia 19 maja. Zaproszenie to było od chłopaka, którego w ogóle nie znałam, więc i nawet nie chciałam tam iść. Jednakże podły los szepnął mi do ucha, że mogę się świetnie bawić i poznać nowych, duńskich znajomych. Więc poszłam, ja i mój iPod. Tutaj odwołuję się do wcześniejszej notki o Upojeniach Alkoholowych, które w ogóle nie dały mi do myślenia. Obudziłam się rano, w mieszkaniu obcej dziewczyny, bez kurtki i iPoda.
Tak bardzo mi smutno. Wiem, że gdzieś tam jesteś i może to czytasz. Wiedz, że byłeś wspaniałym kompanem. Teraz moje życie jest puste i nie wiem, czy ktokolwiek zdoła kiedyś wypełnić to miejsce. Chcę, żebyś wiedział, Drogi iPodzie, że nic bez Ciebie nie jest już takie samo. Moje podróże na siłownie są coraz cięższe, most przez który przechodzę jest dłuższy, niebo jest szare i życie jest do dupy. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy jest Ci dobrze w nowym miejscu i czy ktoś, kto ma teraz tę niewątpliwą przyjemność koegzystować z Tobą, traktuje Cię dobrze.
Poniżej przedstawiam pamiątkowe zdjęcia z iPodem:
Na zawsze będziesz w moim serduszku. Tęsknię za Tobą, spoczywaj w pokoju.
Twoja Przyjaciółka,
Ania