wtorek, 21 maja 2013

iPod

Zapewne już nieraz wspominałam, że gdy sama nie mogę wymyślić tematu na kolejną notkę, los podsuwa mi jakiś pod nos. Dzisiejsza notka nie będzie ani wesoła, ani pozytywna. Będzie mroczna, smutna, depresyjna wręcz i będzie tu po to, aby przypomnieć o tym jak życie jest ulotne. Nawiązywać będzie do motywu Carpe Diem.
Historia mojego iPoda jest krótka, ale burzliwa. Pomimo naszej niezbyt długiej znajomości, zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, spędzić razem wiele wspaniałych momentów, do tego stopnia, że wręcz staliśmy się nierozłączni. Aż do tragicznego wydarzenia do którego doszło w nocy z 19 na 20 maja w jednym, bliżej nieokreślonym, duńskim klubie. Cała opowieść zaczyna się dość niewinnie, nawet sielankowo, powiedziałabym. W piątek dostałam zaproszenie na imprezę, która odbyła się w niedzielę, dnia 19 maja. Zaproszenie to było od chłopaka, którego w ogóle nie znałam, więc i nawet nie chciałam tam iść. Jednakże podły los szepnął mi do ucha, że mogę się świetnie bawić i poznać nowych, duńskich znajomych. Więc poszłam, ja i mój iPod. Tutaj odwołuję się do wcześniejszej notki o Upojeniach Alkoholowych, które w ogóle nie dały mi do myślenia. Obudziłam się rano, w mieszkaniu obcej dziewczyny, bez kurtki i iPoda. 
Tak bardzo mi smutno. Wiem, że gdzieś tam jesteś i może to czytasz. Wiedz, że byłeś wspaniałym kompanem. Teraz moje życie jest puste i nie wiem, czy ktokolwiek zdoła kiedyś wypełnić to miejsce. Chcę, żebyś wiedział, Drogi iPodzie, że nic bez Ciebie nie jest już takie samo. Moje podróże na siłownie są coraz cięższe, most przez który przechodzę jest dłuższy, niebo jest szare i życie jest do dupy. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy jest Ci dobrze w nowym miejscu i czy ktoś, kto ma teraz tę niewątpliwą przyjemność koegzystować z Tobą, traktuje Cię dobrze. 

Poniżej przedstawiam pamiątkowe zdjęcia z iPodem:



Na zawsze będziesz w moim serduszku. Tęsknię za Tobą, spoczywaj w pokoju.

Twoja Przyjaciółka,
Ania

wtorek, 7 maja 2013

Upojenia alkoholowe

Na wstępie chciałabym przeprosić za tak długą przerwę, aczkolwiek i tak nikt nie czyta tego bloga, więc w sumie wyjebane.
Szukając odpowiedzi na wciąż dręczące mnie pytanie JAK RZYĆ? Zaczęłam topić swoje smutki i szukać odpowiedzi w alkoholu. Odkąd zaczęłam, co było jakieś 3 tygodnie temu, za każdym razem postanawiam sobie, że gdy opadnie zażenowanie poalkoholowe, napiszę notkę. Niestety jednak, gdy tylko zdąży ono opaść, wpadam w kolejny wir alkoholowy i końca nie widzę. Przynajmniej w końcu jestem tym, za którego uważają mnie Duńczycy - prawdziwy Polak, pijak i złodziej.
Opisując moje libacje, powinnam zacząć od początku. Nigdy nie uważałam siebie za imprezowiczkę. Od alkoholu też stroniłam, odkąd poznałam silną moc wódki. Jednakże, od pewnego, smutnego czasu pracuję w klubie, tak więc wolny wieczór w piątek lub sobotę jest dla mnie manną z nieba, błogosławieństwem i największym dobrem od czasów Gierka. Tak więc 3 tygodnie temu, mając jeden wolny dzień do dyspozycji postanowiłam odreagować. I tu kolejna wada mojej pracy, nie mogłam zabawić się jak dama, bo miałam tylko jeden dzień, dlatego musiałam zabalować za wszystkie inne. Szczerze, powiem tylko tyle, że niewiele pamiętałam z tamtego wieczoru, do pewnego pięknego sobotniego dnia, do szatni w której pracuję przyszedł chłopak, który powiedział mi, że mnie pamięta z jednego z klubów, że byłam strasznie pijana, podałam mu swój adres i tańczyłam na stole z 3 koleżankami. Dziwnym faktem jest to, że na imprezę poszłam z jedną koleżanką. Ale w sumie kogo?
Mój następny eksces alkoholowy wydarzył się dużo szybciej niż się spodziewałam, czyli 4 dni później i był totalnie nieplanowany. Nazywał się spotkaniem pracowników klubu a ja planowałam nie pić alkoholu. Niestety albo i w sumie stety, moja szefowa była tak hojna, że kupiła dwie wódki 0,7, wszyscy pili drinki, tylko ja, jak na Polkę przystało waliłam szoty. I nie chodzi tu już nawet o moją nację, ale o fakt, że alkoholu nie lubię, nie ma się czym delektować i ma służyć tylko w jednym celu. Szybko i skutecznie. Następnego dnia jednak pożałowałam tego, bo jak się okazało zapytałam kolegę z pracy DLACZEGO JEST GEJEM, BO JEST TAKI SŁODKI I BYM GO WYRWAŁA. Jak się później okazało nie był gejem, a moje zdolności stalkerskie zawiodły i sytuacja między nami jest teraz dość niezręczna, choć robimy postępy, bo ostatnio zapytał jak się mam. Może faktycznie kiedyś go wyrwę. Dowiedziałam się też czegoś jeszcze. Nie wchodź na fejsa po powrocie do domu. I nie pisz nic o swoim byłym. I o jego nowej dziewczynie. Po prostu tego nie rób. MĄDRY POLAK PO SZKODZIE.
Następna okazja do upicia się, przydarzyła się tydzień później. Duńskie wakacje w piątek mówiło mi tylko jedno: BAJLANDO W CZWARTEK. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam. Jednakże kulisy tego wieczoru zostawię dla siebie, bo nawet ja, najbardziej chujowy człowiek na świecie, wstydzę się tamtego wieczoru. Do domu wróciłam bezpiecznie, za co powinnam dostać pokojową nagrodę Nobla i złoty medal na olimpiadzie. Dodam tylko tyle, że uderzyłam jakiegoś ciapata w twarz, który później chciał się ze mną bić. Tak, mój anioł stróż chyba czuwał nade mną, bo nadal żyję, a gang Muhhameda Abbu Dabbiego jeszcze mnie nie dopadł.
I ostatni, piątkowy wieczór. Gdy odwiedzają Cię znajomi z Polski, wiedź, że nie skończy się to dobrze. Szczególnie gdy mają ze sobą wódkę. Swoją pracę zaczęłam o 21, o północy zaczęłyśmy pić, a o 2 wyszłam z pracy. Pominę robocze upokorzenie, gdy kolejka w szatni była dość długa, a ja śpiewałam piosenki Libera. Nie wiem dlaczego, pomimo, że jestem biedna, zawsze, gdy jestem pijana, hojność u mnie nie zna granic, jestem bogata na jeden wieczór i czuję, że stać mnie na wszystko. Tym sposobem kupiłam najdroższe piwo w życiu, ale w sumie, faktycznie mnie stać. Następnie, wychodząc na ulicę spotkałam miłość mojego życia, która często oddawała niegdyś kurtkę pod moje skrzydła. Tak więc, znając moją i Sary naturę stalkera, zaczęłyśmy go śledzić. I gdy wchodził już do jednego z klubów moja UKOCHANA przyjaciółka podbiła do niego i powiedziała: Sorry, I just need to tell you something. My friend really likes you. But she REALLY, REALLY likes you. I pokazała na mnie. Na co on popatrzył na mnie i powiedział: So come with us. Niech was nie zwiedzie cudowny początek, później było już tylko gorzej. Gdy próbowałam dowiedzieć się jak ma na imię, wyszłam na upośledzoną i opóźnioną, bo powiedziałam coś w stylu 'DOBRA, NIEWAŻNE, NIE OBCHODZI MNIE TO, MASZ ZA CIĘŻKIE IMIĘ DO ZAPAMIĘTANIA'. A gdy on zapytał co robię poza pracą powiedziałam 'AAAAH, I'm just hanging out' i wyszłam na typowego robola polskiego w Danii. Nie rozumiem dlaczego nie powiedziałam o moich studiach. O co mi chodziło. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten człowiek prawdopodobnie nie ma fejsa. Zdobyłam jego imię i nazwisko i NIC. NIC. 
I tu moje pytanie: Czy to ja straciłam swoje stalkerskie moce? Czy może w końcu znalazłam godnego siebie przeciwnika, tak dobrego w ukrywaniu jak ja w stalkowaniu? I jeśli tak, to jak mam go znaleźć, żebyśmy się pobrali, skoro jesteśmy sobie przeznaczeni? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Myślałam, że pójście w melanż pomoże mi uporać się z niektórymi chociaż problemami, a jak na razie zmartwień przybyło, a od nich zmarszczek na mojej brzydkiej twarzy. Jak rzyć, drogi Boże, JAK RZYĆ??

Poniżej przedstawiam kilka smutnych zdjęć ze smutnych libacji alkoholowych, zrobionych smutnym iPodem.

 NAJPYSZNIEJSZE SZOTY TRUSKAWKOWE. BO NAS STAĆ. A CO DO POCZĄTKU NOTKI O PIJAKU I ZŁODZIEJU. TAK, ZAJEBAŁYŚMY TE KIELISZKI.


JA I SARA PRZED WYJŚCIEM NA MIASTO

 JA I CHUJ WIE KTO

 MARTYNA, KOLEGA Z SZATNI JEPPE (JAK MOŻNA MIEĆ NA IMIĘ JEPPE???) I KOLEGA CHUJ WIE KTO - RASMUS

JA I MÓJ WIELKI INTELEKT PODCZAS NAJEBANIA. NIE UMIEM WYŁĄCZYĆ LAMPY W IPODZIE I CHUJ.

JA I MOJA KOLEŻANKA Z PRACY

Tak na koniec dodam tylko, że moją największą rozrywką podczas upojenia alkoholowego jest robienie sobie zdjęć z obcymi ludźmi. Tak więc na darmo pytać mnie kim są Ci ludzie, bo ja po prostu nie znam odpowiedzi na to pytanie. I myślę, że nie chcę znać.

Pozdrawiam,
Alkoholiczka Ania

piątek, 12 kwietnia 2013

Roskilde Festival

Miałam już przygotowaną notkę na totalnie inny temat, ale rzycie jest pełne niespodzianek i napiszę o czymś, co sprawiło, że moje, nędzne rzycie już nigdy nie będzie takie samo.
Odkąd mieszkam na duńskich peryferiach, dowiaduję się o miejscach/ludziach/przedmiotach i wydarzeniach, o których nigdy wcześniej nie miałam pojęcia. Jednym z nich jest właśnie Roskilde Festival. Zaraz najadą na mnie znawcy muzyki i znawcy wszystkiego, że jak mogłam nie znać tak popularnego festiwalu. Ano mogłam, bo muzyka w moim rzyciu nie odgrywa aż tak ogromnej roli, właściwie nic nie odgrywa, bo moje życie jest bezcelowe, nudne i nędzne, a jedyna rzecz sprawiająca mi radość, to szukanie odpowiedzi na pytanie - nazwę mojego bloga.
Wracając jednak do Roskilde, miałam możliwość w zeszłym roku pojechać na ten właśnie festiwal, ale nie byłam w stanie wygrać z nostalgią, czyli zwykłą tęsknotą za ojczyzną.
W tym roku jednak stwierdziłam, że skoro nie wiadomo jak długo jeszcze zagoszczę w Danii, warto byłoby się wybrać na Roskilde. Co prawda jestem biedna i na nic mnie nie stać, ale na szczęście mam znajomości. Tak więc zostałam wolontariuszem na Roskilde Festival 2013. I wszystko byłoby idealnie, jadę z moją koleżanką z uczelni, wkręciłam też moją super przyjaciółkę z Wrocławia, gdyby nie to co odkryłam dzisiaj. Gdybym tylko rok temu wiedziała to co wiem teraz...
Przez moją pracę, geny i nie wiem co jeszcze, cierpię na bezsenność lub bardzo lekki sen. Gdy już wygrałam we Fruit Ninja i wszystkie inny gry na moim iPodzie zaczęłam ogarniać internet. Już nigdy więcej nie zacznę szperać w googlach o 5:30, przysięgam. Odpalę sobie po prostu jakiś film, serial i kiedyś usnę. Doszłam do wniosku, że fajnie byłoby sprawdzić Lineup z zeszłego roku na Roskilde. Na pierwszy ogień poszedł ASAP, myślę, nie no, nie ma tragedii, przeżyję, fajnie byłoby zobaczyć, ale też jakoś przeokrutnie się nie jarałam nigdy. Później patrzę: Mac Miller. Zalała mnie fala gorąca, jakbym nagle dostała menopauzy, już wiedziałam, że to źle wróży, a poza tym miałam nadzieję na Maca w tym roku. Moje marzenia o tym, że dostrzeże mnie w tłumie, wyciągnie na scenę i oświadczy mi się, zwyczajnie odpłynęły. Następnie: Macklemore. Tu to samo marzenie co wyżej również rozmyło się. The Roots i Wiz. Moje oczy zalały się łzami, zaczęłam miotać się po łóżku krzycząc, że nie chcę rzyć, bo co to za rzycie? Wierzcie mi lub nie, będę wciąż prowadzić swoją marną egzystencję jak i tego marnego bloga, ale moje rzycie już nigdy nie będzie takie samo.
Dodaję print skrina, niestety widocznie Maclemore nie był tak ważny, aby znaleźć się na przodzie listy, ale uwierzcie, mówię to z bólem serca, był tam........
.
MAC I MACLEMORE, JEZU, DLACZEGO, DLACZEGO TAKI JESTEŚ?!?!?!?!

Tymczasem idę znaleźć sztylet i ugodzić się nim w serce, aby ulżyć mojemu bólowi psychicznemu i na chwilę zapomnieć o tym jak bardzo rzycie jest niesprawiedliwe.

Pozdrawiam,
Zdruzgotana Ania

piątek, 5 kwietnia 2013

Piątek

Zazwyczaj w zanadrzu mam kilka tematów na notkę. Jednakże zawsze czekam i dobieram temat tak, aby odzwierciedlał mój faktyczny stan. Tak też jest i dziś. Piątek. Super dzień, pomyślą wszyscy. Dlaczego więc jest tak, że gdy cały tydzień wyglądam dobrze, to akurat w piątek, gdy mam iść albo do pracy, albo na imprezę (tak więc jedno i drugie uwzględnia długą noc i wiele nowych osób do poznania) wyglądam jak potwór? Dzisiejszy dzień jest końcem kolejnego tygodnia, w którym nie osiągnęłam kompletnie nic. Dlaczego więc, pomimo, że nie przemęczałam się ani trochę, uroda nie jest dla mnie łaskawa?
Postanowiłam chociaż napisać dziś notkę, aby nie uznać tego dnia za całkowicie bezwartościowy i stracony. Miałam iść na uczelnię, nie wyszło. Miałam ogolić nogi, ogoliłam, ale się zacięłam i leci mi krew. Swoją drogą, nie wiem jak to jest, golę nogi już prawie połowę mojego życia i nadal się zacinam. Właściwie nie ma golenia bez zacięcia na nogach. Gdy ktoś pyta mnie od czego mam blizny na kolanach i piszczeli, opowiadam o podbojach i wspinaczkach po drzewach w czasach mojego błogiego dzieciństwa, a prawda jest smutna, nie potrafię ogolić sobie nóg. Miałam oddać puszki do skupu i zrobić za to zakupy. Puszki nadal tu są, a w lodówce ciągle tylko to samo, stare mango, które nawet nie wiem czy wciąż nadaje się do spożycia, ale mam zamiar z niego zrobić smoothie jeszcze dzisiaj. Miałam iść na siłownię i to, jako jedyne chyba, mi wyszło. Miałam ugotować pyszny obiad, ale sos brokułowo - serowy nie był tak pyszny jak zapewniali.
Czasem czuję się jak totalna ofiara losu, co więcej ofiara swojego życia. Od pewnego czasu mam humor dość depresyjny, czego nie mogę nawet zwalić na piękną pogodę w Danii, która mnie zadziwia, bo ani razu nie padało tu jeszcze odkąd przyjechałam, a to będą już dwa tygodnie. Paradoksalne jest to, że wyczuwam tę dość intensywną ironię i gdy ja płaczę sobie w poduszkę, los i pogoda śmieją mi się w twarz. Wczoraj wpadłam nawet na genialny pomysł oglądnięcia smutnych filmów, aby mieć wytłumaczenie dla mojego płakanka. Nie wiem jak naiwna byłam, gdy myślałam, że to pomoże. Oglądałam film o przyjaźni między psem Hachiko i profesorem. Niestety koniec końców, doszłam do żałosnego wniosku, że na mnie nawet pies nie czeka, co sprawiło, że moje życie jest jeszcze bardziej dołujące. Psu nie przeszkadzało, aby przebiec się po swojego pana na dworzec, a gdy ja miałam 6godzinny postój w Poznaniu, moja mama powiedziała mi, że nie opłaca się po mnie jechać z Wrocławia. Tak, tak, rodzina. Fakt, może ta przesiadka nie była aż 6godzinna, ale kto by się tam rozdrabniał.

Poniżej przedstawiam zdjęcia swojej zaciętej nogi i mojego steppera na siłowni.


































Na koniec i prawdopodobnie na potwierdzenie żałości tego dnia, ogłaszam żałobę z okazji opuszczenia ToSięWytnie przez Kostka. Nie ukrywam, że podczas moich niezliczonych podróżny do stolicy ZAWSZE miałam nadzieję, że zaczepi mnie w Ulicznym Kombajnie. Ale niestety nie urodziłam się w czepku, takie rzeczy się mi zwyczajnie nie zdarzają.
Pozdrawiam,
Depresyjna Ania

piątek, 29 marca 2013

Praca

Już jakiś czas temu planowałam napisać notkę o mojej pracy. Szczerze mówiąc jest to kopalnia i nieustannie płynąca rzeka tematów na temat których mogłabym się codziennie rozpisywać. Jednakże momentem przełomowym w napisaniu notki był napiwek w wysokości 155 dkk jaki dostałam wczoraj.
Mimo tego, że najbardziej lubię pieniądze, dostaję naprawdę przeróżne napiwki.
Pierwszy, który chciałabym przedstawić to zabawka dla dzieci. Nie wiem jaka jest historia tej zabawki, tzn. pewnie dość krótka, bo zabawka nie jest nawet otwarta, a ja sama nie wiem co myślała dziewczyna, która zostawiła mi ten "napiwek" i czy myślała w ogóle. Powiedziała mi tylko, że miała dać to swojemu siostrzeńcowi, a teraz jest na imprezie i najwidoczniej doszła do wniosku, że jest to najodpowiedniejszy prezent dla dziewczyny, która opiekowała się jej kurtką. 


Drugim z kolei giftem są zapalniczki. Odkąd pracuję w szatni mam tyle zapalniczek, że mogłabym w nich pływać, podpalać się codziennie, podpalać kota z którym mieszkam, moje miejsce pracy i jeszcze zostało by mi dość zapalniczek, aby w nich spać.
Następnym prezentem są korale. Nie wiem, naprawdę NIE WIEM,czyje one są, dlaczego ktoś mi je zostawił i dlaczego sądził, że chciałabym je nosić, faktem jest, że je zostawił. Może sądził, że będzie pasować do mojej egzotycznej urody? Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem.


 Takim ostatnim, często spotykanym napiwkiem jest alkohol. Niestety smutne jest to, że (nie wiem kiedy), ale zostałam alkoholiczką, odkąd pracuję w szatni, a z alkoholu, który mi dają nie zostaje nic, prócz pustych puszek albo butelek, a ja jestem aż tak leniwa, że nie chce mi się zanieść ich do sklepu i zrobić na nich dobry hajs.
Kiedyś dostałam też szalik i w sumie jest fajny i zastanawiam się, czy go nie nosić.



W szatni poznaję też wielu ciekawych ludzi. Nie wiem dlaczego, ale pijani duńczycy koniecznie chcą wyrwać zagraniczną szatniarkę. Przedwczoraj natomiast o mój numer pytał facet z Afganistanu. Szczęście w nieszczęściu, a zarazem smutna prawda o mnie jest taka, że nie mam duńskiego telefonu. Niestety afganistańczyk się wycwanił i znalazł mnie na fejsie, a ja mu nie odpisałam. I teraz drżę o swoje rzycie i szukam dziwnych przedmiotów wokół, bo jestem pewna, że prędzej, czy później znajdzie mój dom i moją rodzinę i podłoży gdzieś bombę. Ciapatom naprawdę nie można ufać.
Paradoksem w mojej pracy jest to, że chciałabym tam chodzić na wyjebce i jak żul, ale wtedy nie dostaję napiwków i na przykład nie kupiłabym mojego pięknego iPoda, który jest cudowny. Z drugiej jednak strony, jak już się pomaluję, to niestety zadręczają mnie pijani faceci, najczęściej grubi i z pryszczami, bo dlaczego ktoś o normalnym wyglądzie miałby do mnie zagadać? Bądźmy szczerzy, takie rzeczy się po prostu nie zdarzają.


 (Tu moja super sportowa stylówka na wyjebce, a zdjęcia sobie robię, bo moja praca jest nudna)

Pozdrawiam,
Szatniarka Ania

poniedziałek, 25 marca 2013

Nowy czat fejsbukowy

Niesamowite jest to, że gdy nie mam pomysłu na notkę, rzycie samo mi podsuwa tematy pod nos. Dzisiejszym tematem notki będzie zmieniający się czat na fejsie. Możliwe, że nie wiecie o co chodzi, JESZCZE. Zrobiłam wczoraj i dziś mały risercz pytając znajomych, czy widzą to co ja. Okazuje się, że nie widzą. Co dziwniejsze, zmiany te nastąpiły OD RAZU po moim powrocie do krajów Skandynawskich. Przypadek? Nie sądzę.
Szczerze przyznam, że jestem osobą, która nie lubi zmian. Czuję, że tracę grunt pod stopami, gdy w moim małym świecie coś się zmienia. Tak samo było z osią czasu. A teraz, co gorsza, jestem TĄ PIERWSZĄ. Na razie nikt nie wie o co chodzi, ALE STRZEŻCIE SIĘ, BO NIE ZNACIE DNIA ANI GODZINY!!! Wiem, że później wszyscy będą o tym pisać na tablicy. To trochę tak jak, gdy odkryjesz jakąś super piosenkę, i wstawisz ją zanim była popularna, nikt jej nie polubi, a później wszyscy się jarają, a Ty się wkurwiasz. Tak samo będzie z tym czatem, zaprawdę powiadam wam!
Żeby jednak przybliżyć wam dramatyzm owej sytuacji, umieszczam print screena:


Tak więc już widzicie, już wiecie. Pomijając całą dramaturgię z czatem, zastanawia mnie, dlaczego fejs tak bardzo chce się zmienić? Drogi facebooku, kocham Cię taki jaki jesteś, dlaczego tak bardzo chcesz się upodobnić do ajfona?

Jak rzyć, gdy wszystko wokół mnie się zmienia, a ja nie nadążam nad tymi zmianami? Jak rzyć, gdy wszystko zmienia się bez Twojej zgody i wiedzy? Jak rzyć, gdy coś ucieka i znika bezpowrotnie, a Ty tylko możesz na to patrzeć? I w końcu jak rzyć ze świadomością, że pewnego dnia obudzę się i na fejsie będzie już tyle zmian, że nie będę nawet umiała go odpalić?

Pozdrawiam,
Sfrustrowana Ania

czwartek, 21 marca 2013

Życiówka

Post ten powstaje w natchnieniu, które łapie Cię tak nagle, że rzucasz wszystko, aby tylko napisać notkę. Tak mają artyści, co zrobisz? Jednakże jest to również kwintesencja tego, jak smutne i żałosne jest moje rzycie.
Dziwnym trafem znów znalazłam się w Warszawie, w której znów poniósł mnie (nas) melanż. Może to zwyczajnie dlatego, że jesteśmy świnkami i mopsami i nie potrafimy pić jak piękne dziewczynki. Jednakże z całego wyjazdu jestem jak najbardziej zadowolona, ponieważ dokonałyśmy wraz z Horse-Fashion i featuring z Kasią, Magdą i gościnnym występem Bożenki fajnego przedsięwzięcia, w którym miałam okazję uczestniczyć, efekty już niebawem kochani!!
Wracając jednak do mojej smutnej dzisiejszej życióweczki. Nie wiem co kierowało mną, gdy postanawiam zamówić sobie busa do Wrocławia na 9 rano. Co ja myślałam? Że pójdziemy spać o 21, gdy przede mną tylko jedna noc w Warszawie? Kogo ja chciałam oszukać? Tak więc w efekcie spałam jedną godzinę, po czym wyruszyłam w swoją podróż ma Młociny. Miałam przygotowaną piękną stylóweczkę ze spódnicą maxi, jednakże jakiś szatan w mojej głowie powiedział "Nieee, pojedź w koszulce w której śpisz (SZARA KOSZULKA Z NAPISEM STREETBALL 2007) i złotych leginsach i będzie kimanko w busie. Sounds like a good plan, PRAWDA? Tak więc zrobiłam. Nie przewidziałam jednak jednego..... Gdy wyglądasz najgorzej, najlepszych ludzi spotykasz na swojej drodze.
Wsiadłam niewinnie do metra, i już na końcu spotkał mnie kanar. Jednak głupi ma zawsze szczęście, więc przy sprawdzaniu została mi jeszcze cała MINUTA ważnego biletu 20-minutowego. Siedzę sobie więc, a tu z metra wysiada chłopak z "Sali Samobójców". Smutek i żal, a zarazem szczęście, że jednak nie było dane zetknąć się naszym spojrzeniom.
Wysiadam sobie z metra i pędzę na Polskiego. Czekam, czekam i tu nagle... Dziewczyna z obozu w Londynie na którym byłam 2 lata temu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że czekając dalej, na drugim przystanku widziałam innego kolegę Z DOKŁADNIE TEGO SAMEGO OBOZU W LONDYNIE. Przypadek? Nie sądzę. Nie oszukujmy się, jestem obeznana w teoriach spiskowych i wiem, że coś się święci.
Czekając sobie dalej postanowiłam wejść do budynku, bo gorąc z okazji Pierwszego Dnia Wiosny mnie tak powalił, że nie dałam rady już wystać na tym upale. A tam jeden z chłopaków z Afromental. I TU MOJE PRZEWODNIE PYTANIE DZISIEJSZEJ NOTKI. JAK RZYĆ, GDY JESTEŚ W CIUCHACH DO SPANIA I WCZORAJSZYM MAKIJAŻU? Dziwnym trafem wybierając miejsca w autobusie siedzę niesamowicie blisko niego, dlatego nie mogę zdjąć płaszcza, bo to najbardziej fashionerska, a zarazem jedyna reprezentatywna część mojego ałtfitu dziś.

Przedstawiam zdjęcia zarejestrowane wczoraj z kamerki internetowej:




A tu dzieło początkującej, ale dobrze rokującej Irminy Pączek Photography:


























Pozdrawiam,
Imprezowiczka Ania